Zrozumieć technologię – podstawa w zmieniającej się branży IT, także dla 50+
Gość podcastu: Bogusław Dębski, cybernetyk, absolwent Wojskowej Akademii Technicznej o wieloletnim doświadczeniu w sektorze ICT, kierujący pracami Polskiego Towarzystwa Informatycznego.
Prowadząca: Urszula Szulc, główna ekspertka ds. upowszechniania, Zespół ds. Systemu Kwalifikacji, IBE PIB
Fragmenty rozmowy:
Urszula Szulc: W serii podcastów „Branża wczoraj, dziś i jutro” poruszamy kwestie dotyczące branży IT i cyberbezpieczeństwa, a moim gościem jest pan Bogusław Dębski, obecnie kierujący pracami Polskiego Towarzystwa Informatycznego. Proszę pokrótce naświetlić swoje doświadczenie zawodowe.
Bogusław Dębski: Mam 30 lat doświadczenia, formalnie jestem z wykształcenia cybernetykiem (…). Miałem też przyjemność pracować w Ministerstwie Cyfryzacji, gdy ono powstało, okrzepło i tam też wydarzyło się coś, co mnie trochę zaskoczyło i co też sprawiło, że jestem tutaj. Mianowicie (…) z „serwerowni”, z twardej informatyki przeszedłem do obszaru kompetencyjnego, gdy zauważyłem ze współpracownikami, jak ważne jest to, aby oswoić technologię, przybliżyć ją ludziom, upowszechnić. Aby było tam więcej konkretów, mniej magii i więcej zrozumienia dla tego, jaką technologia pełni rolę w codziennym życiu.
(…)
US: Czy IT to jest branża przyszłościowa? (…) Jeszcze do niedawna można było powiedzieć, że programiści są wchłaniani przez rynek, że jest na nich zapotrzebowanie, ale są doniesienia, że już wcale nie jest tak dobrze, że jest już pewne spowolnienie (…). Jak pan to ocenia?
BD: Ja powiem tak – to jest fantastyczne, jak łatwo można było się pomylić. Jak bardzo również ja się myliłem, stosunkowo niedawno próbując rekomendować, czego należy się uczyć, w którym kierunku się rozwijać, co jest ważne. (…) Nagle się okazało, że junior programista ma problemy ze znalezieniem pracy i to jest wyzwanie, ale z drugiej strony (…) uważam, że junior programiści nie powinni się za bardzo obawiać, bo mają coś, czego wiele osób w społeczeństwie nie ma. Mianowicie – zaprzyjaźnili się z technologią. Zrozumienie technologii jest to coś, co daje im doskonały punkt startu do tego, aby w tym świecie funkcjonować, z niego korzystać i również być beneficjentem zmian, w przeciwieństwie do innych, dla których technologia to jest (…) magia. Naprawdę telefon to nie jest magia.
US: Przeszedł pan na stronę mocy…
BD: Przeszedłem na „stronę mocy”, też trochę (nie ukrywam) z takiego poczucia, potrzeby znalezienia pomysłu na siebie i na osoby w wieku blisko 60 lat. Bo to też jest ważne, w sytuacji, w której tak dużo mówimy o kompetencjach, kwalifikacjach, o ludziach młodych, ale przecież mamy olbrzymi zasób osób, z których gospodarka nie korzysta albo których nie potrafi wykorzystać, rozmawiając z nimi otwarcie, czyli 50+ oraz osoby, które miały długą przerwę z różnych powodów, co nie dotyczy tylko kobiet. (…) Ja wierzę, że i w junior programistów, i w osoby 50+ (…) warto zainwestować. Warto wyciągnąć do nich pomocną dłoń i dać im szansę. (…) Kiedyś mówiono: „Ci 50+ tych kompetencji cyfrowych nie ogarniają”. (…) Teraz niestety wiem, (…) że to jest stan umysłu. Mamy 20-latków, którzy mają dystans do technologii (…), trochę nie rozumieją, co się dzieje. I mam również (…) fantastyczne osoby 70+, którym zazdroszczę zrozumienia technologii i sposobu wykorzystywania technologii w codziennym życiu (…) i dzielenia się tą wiedzą.
(…)
US: To, co pan powiedział, może mieć ogromne znaczenie dla ludzi właśnie w różnym wieku – żeby chcieli potwierdzać swoje umiejętności, swoją wiedzę, swoje doświadczenia, np. za pomocą kwalifikacji w Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji. Informatyka słynie z tego, że ma duże korporacyjne certyfikaty. (…) Czy kwalifikacje w Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji mogą się przebić przez te korporacyjne certyfikaty, mogą być atrakcyjne dla ludzi 50+ i tych młodych?
BD: (…) Wychodząc z serwerowni i ze świata twardych kompetencji, uważałem, że koncept kwalifikacji rynkowych (obecnie wolnorynkowych) w Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji jest czymś nie tyle zbędnym, co dziwnym. (…) Nawet pozwalałem sobie wtedy (…) krytykować to rozwiązanie i wchodzenie z tym systemem do świata IT. (…) Ja doskonale wiedziałem, jak chcę zorganizować sobie zespół. Chcę mieć sieciowca? Wiem, kto to ma być, z jakimi certyfikatami albo jakie egzaminy ma zdać, jakim doświadczeniem ma się wykazać. Potrzebuję takiego albo innego programisty? Wiem, gdzie szukać, nie muszę go weryfikować, jeśli przyniesie mi dokument o doświadczeniu albo zdany egzamin. I byłem tego pewny. (…) W świecie, w którym tak dużo jest certyfikatów (..), po co coś takiego? (…) Miałem okazję spotykać się z dyrektorami szkół średnich, z mniejszymi lub większymi pracodawcami, którzy próbują coś zrealizować w swoim lokalnym ekosystemie, gdzie jest szkoła średnia, szkoła wyższa, próbują coś produkować, próbują też robić jakieś autorskie rozwiązania informatyczne. I nagle się okazało, że pomiędzy tymi twardymi kwalifikacjami, bardzo potrzebnymi, wartościowymi certyfikatami, znajduje się niesamowita przestrzeń, której rozwiązania produktowe i certyfikaty produktowe dużych korporacji nie wypełniają, a są szalenie potrzebne dla bieżącego funkcjonowania firm i przemysłu. I nagle się okazało, że tę przestrzeń doskonale mogą wypełnić właśnie kwalifikacje wolnorynkowe (…). Trzeba wymagać od ludzi czegoś więcej niż tylko wiedzy technicznej. Ale ona musi być związana również z polskim prawem, z lokalnymi rozwiązaniami, uwarunkowaniami, a tego nie zastąpią nam kalifikacje produktowe czy korporacyjne. I tu też jest przestrzeń na zaawansowane kwalifikacje (…). Jest jeszcze jedna taka rzecz, jeśli mogę dodać, która wydaje się bardzo ważna. (…) Żeby zacząć przygodę z branżą IT (bez względu na wiek, ale również jeśli mówimy o edukacji formalnej: o technikach, o liceach), kwalifikacje wolnorynkowe mają coś, czego nie mają kwalifikacje produktowe. Mianowicie sprzężenie z prawem oświatowym. Dają taką możliwość, że bardzo lokalnie można wpleść w program nauczania kwalifikację wolnorynkową, która powstała pół roku temu, rok temu. Czyli dyrektor danej szkoły może dać szansę młodym ludziom spotkania się z wiedzą i z pracodawcą, którego to jest kwalifikacja wolnorynkowa, nie zmieniając raz na pięć lat programów nauczania (…), tylko coś, co tu i teraz ma wartość. (…) Więc ja widzę dużo szans dla kwalifikacji wolnorynkowych jako elementu uzupełniającego do kwalifikacji, które są obecne na rynku.